sobota, 30 listopada 2013

5: A man can be des­troyed, but not de­feated.

CORA

    Kolejny tydzień minął szybciej niż się spodziewałam. Evelyn wydawała się spokojniejsza niż przed kilkoma dniami. Miałam nadzieję, że Harry dał jej spokój. Kilka razy próbowałam poruszyć ten temat, jednak albo milczała, albo zbywała mnie krótkim: „Ta sprawa jest już zamknięta”. Ja sama próbowałam zdobyć nowy adres Styles’a, jednakże nie miałam pojęcia do kogo mogłabym się zgłosić z tą sprawą. Udało mi się jedynie pozyskać numer telefonu mężczyzny, który spisałam kiedy Ev brała szybki prysznic. Z
bijącym sercem wystukiwałam jego numer na wyświetlaczu mojej komórki, ale za każdym razem byłam bardziej zawiedziona. Nie odebrał ode mnie ani jednego połączenia. Zastanawiało mnie jedno, czy Harry Styles był na tyle przebiegły żeby znać mój numer i po prostu unikać moje telefony, czy po prostu tak zajęty sobą, że nie miał czasu na ich odbieranie? Co było w tym człowieku, że miałam ochotę go zniszczyć i pozbawić każdej cząstki jego wygórowanej pewności siebie i egoizmu?
     Za to moje relacje z Niall’em pogłębiły się i rozwinęły w przeciągu siedmiu dni, do tak dużych rozmiarów, że aż sama byłam zdziwiona. Przez cały czas trwania naszej współpracy nigdy nie spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, a teraz ni stąd ni zowąd, Horan stał się dla mnie drugim Loganem. Wychodziliśmy często na kawę lub obiad. Zdarzały się również popołudnia kiedy opiekowałam się Brunem, kładliśmy małego spać, a sami zagłębialiśmy się w rozmowie albo oglądaliśmy nasze ulubione filmy. Byłam zdziwiona tym, że większość rzeczy takich jak muzyka, film, jedzenie łączyły nas w stopniu zaawansowanym.
     Opuściłam mój pokój ubrana tylko i wyłącznie w biały szlafrok oraz bieliznę w tym samym kolorze, udając się do kuchni skąd wydobywały się zapachy świeżo pieczonej polędwicy wołowej z warzywami.
 - Coś tu pięknie pachnie! – zawołałam, podchodząc do Logana od tyłu i przytulając go mocno. Chłopak wyswobodził się z mojego uścisku, odwracając się do mnie przodem. Był cały umrusany sosem, ale wyglądał prześmiesznie i zarazem kompletnie słodko.
 - Szef kuchni Logan McClain przygotowuje najlepsze danie na świecie, dla swoich jedynych, najlepszych i najpiękniejszych współlokatorek. – uśmiechnęłam się do niego szczerze, wycierając palcem miejsca na jego twarzy gdzie znajdował się brunatny sos.
 - Myślę, że szef kuchni powinien bardziej uważać na to jak je. Trzylatek mniej się brudzi przy jedzeniu.
 - Przesadzasz.
 - Nie przesadzam. Ale uważaj na tą swoją polędwicę, bo za chwilę wysuszysz ją na wiór. – wskazałam palcem na piekarnik i usiadłam na wysokim krześle przy wyspie, która służyła nam za stół. Obserwowałam jak przyjaciel krząta się po kuchni, radząc sobie lepiej niż mogłam przypuszczać. Kiedyś był beznadziejnym kucharzem i jeśli mam być szczera, lepiej było wyrzucić jego potrawę do kosza, unikając
wszelkich powikłań po jej zjedzeniu.
 - Co u Niall’a? Spędzacie dużo czasu ostatnio. – zagadnął krojąc pomidora. Małe kawałeczki warzywa trafiły do przeźroczystego półmiska.
 - Wszystko w porządku. – oparłam łokieć o blat, a brodę położyłam na otwartej dłoni. Z uśmiechem wpatrywałam się w ruchy ciemnowłosego, przypominając sobie jak jeszcze kilkanaście godzin wstecz to Niall kroił dla nas warzywa na sałatkę. Mózg przypomniał mi jej smak, pobudzając moje kubki smakowe, poczułam w ustach gorycz cytryny i słodkie awokado.
 - A co u Leonie?
 - Jest u mamy w Leed’s.
 - Ostatnio spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu. – odwrócił się do mnie, nadal trzymając w dłoni nóż i ćwiartkę pomidora.
 - I? – zapytałam głupkowato, prostując się. Logan zmarszczył czoło, łącząc przy okazji brwi. Wiedziałam, że był zazdrosny o każdego mężczyznę w moim życiu, jednak to był Niall Horan. Jego kuzyn i mój szef. Z resztą niedorzecznością byłoby to, gdybym wdała się w romans z mężczyzną, który ma żonę i dziecko, które uwielbiałam całym sercem.
 - Dziwię się tylko Leonie, że nie ma nic przeciwko waszym schadzkom. A może o nich po prostu nie wie? – miałam właśnie odpowiedzieć mu coś w stylu, że nie powinno go obchodzić moje życie, a szczególnie życie blondyna, kiedy do pomieszczenia wkroczyła Evelyn, ubrana jedynie w jasne dresy i wyciągniętą czarną koszulkę. Nie widziałam jej nigdy na sobie, więc widok męskiego ubrania na przyjaciółce, wzbudził we mnie dużo podejrzeń. Czyżby miała jakiegoś mężczyznę i nawet o nim nie wspomniała?
 - Cześć. – ziewnęła, zajmując miejsce obok mnie. Ostatnio chodziła cały czas zmęczona, znikała na całe
noce i wracała nad ranem. Niestety, mijałyśmy się i nie było większej okazji do poważniej rozmowy – Coś super pachnie. Czy to Twoja słynna polędwica z warzywami?
 - Tak. – odparł dumnie Logan, wypinając pierś do przodu. W duchu dziękowałam Bogu, że Lyn przyszła w porę, bo nie musiałam tłumaczyć się przyjacielowi ze spotkań z Niall’em.
 - Fajnie. – palcami przeczesała swoje blond włosy, spojrzała na mnie, a na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech – Co u Ciebie? Cały czas się mijamy.
 - No, właśnie... u mnie wszystko w porządku. – odpowiedziałam, jednak nie chciałam rozmawiać o mnie, a o niej – Powiedz mi lepiej, czemu znikasz na całe noce, cały czas chodzisz niewyspana, mało jadasz. Co się dzieje, Evelyn? Czy to coś związanego z Harrym? – ostatnie pytanie starałam się powiedzieć jak najciszej, aby Logan nie usłyszał o czym mówimy. Jej piękna twarz znieruchomiała. Miałam wrażenie, że intensywność pracy jej mózgu wzrosła dwukrotnie, tak aby wcisnąć mi jakąś bajeczkę o tym jak to jest zwyczajnie i idealnie.
 - Wszystko jest w porządku. Ostatnio za dużo myślisz o mnie, zamiast o sobie.
 - Po akcji z Harrym, moim przyjacielskim obowiązkiem jest dbać o Ciebie, rozumiesz?
 - Nie mam zamiaru się powtarzać, Cora. Wszystko jest w najlepszym porządku. A znikam z domu, bo znalazłam pracę. Nie mam zamiaru żyć na garnuszku rodziców przez całe moje życie. – odwróciła się, sięgając po gazetę leżącą tuż obok niej, a ja wiedziałam, że to było jej ostatnie słowo. Nie wiedziałam o jakiej pracy ona mówi, nie wiedziałam gdzie i z kim pracuje. Czy jest bezpieczna? I czy zarabia tam na prawdę dobre pieniądze skoro poświęca dla niej swoje zdrowie? Przyglądnęłam się jej poszarzałej twarzy, stwierdzając, że ciemne worki pod oczami i brak uśmiechu, były zbyt wysoką ceną za jej zmęczenie. Uświadomiłam sobie, również, że to był ostatni raz kiedy zmyła mnie takimi odpowiedziami. Następnym razem jej nie popuszczę.

     Impreza jaką organizował Niall w klubie Sound, miała być przypieczętowaniem jego kontraktu z Barceloną, gdzie okna które produkuje miały ozdobić cały nowy wieżowiec, budowany w samym centrum stolicy Hiszpanii. Na imprezę została zaproszona cała kadra pracownicza, w tym także ja i Merit. Sama wypełniałam listy z zaproszeniami, tak więc, wiedziałam, że Charls pojawi się, że swoim chłopakiem. Dużo mi o nim opowiadała. Dowiedziałam się od niej, że był wysokim przystojnym brunetem z lekkim zarostem, koło trzydziestki. Miał córkę z poprzedniego małżeństwa. Z opowiadań koleżanki wydawał się wyjątkowo dojrzały i szarmancki.
    Czas jaki upłynął od ostatniej imprezy na jakiej byłam, a do tej dzisiejszej wydawał się wiecznością. W momencie kiedy upinałam swoje ciemne włosy, zaczęły rodzić się w mojej głowie pewne wątpliwości
związane z wieczornym wyjściem. Czy w ogóle dobrze zrobiłam godząc się na tą imprezę? Czy nadal potrafię wczuć się w klubową muzykę i dobrze bawić się jak cała reszta? Wątpiłam w to bardzo mocno, bo nigdy nie byłam świetną tancerką, ani nie nadawałam się do spożywania dużej ilości alkoholów procentowych.
     Niall podjechał po mnie swoim czarnym Audi RS6 Avant, a ja jak głupia wpatrywałam się w jego białe, lśniące cacko. Samochód był warty co najmniej pół miliona funtów i wyglądał jakby przed sekundą wyjechał z salonu. Horan otworzył drzwi ekskluzywnego samochodu. Nie wiem czym byłam bardziej oczarowana, nim czy tym wozem.
 - Dobry wieczór. – podszedł do mnie, wyciągając dłoń, abym mogła ją ująć i ruszyć za nim. Tak, więc zrobiłam, ręce mężczyzny były duże i ciepłe.
 - Cześć. – uśmiechnęłam się uroczo – Czy... to Twoje auto? – zapytałam kiedy otworzył przede mną drzwi.
 - Wolisz szczerą prawdę czy mogę skłamać?
 - Prawda.
 - Wolałbym skłamać. – zaśmiał się nerwowo.
 - Więc? – ponagliłam, kiedy oboje siedzieliśmy już w cholernie wygodnych siedzeniach. W środku pachniało nowością, więc po części miałam rację z tym, że samochód niedawno opuścił salon samochodowy.
 - Sprawiłem sobie prezent. Musisz wiedzieć, że nie lubię mówić o sobie i o tym co posiadam. – machnął ręką, włączając się do ruchu – Pięknie dziś wyglądasz. Zupełnie jak nie Ty. – czułam jak na moje policzki wypływa fala czerwieni, a serce podskakuje mi z ekscytacji i szczęścia. Rzadko kiedy słyszę komplementy od mężczyzn, zwłaszcza od mężczyzn pokroju Niall’a Horana.
 - Dziękuję. – szepnęłam kompletnie zawstydzona. Oczy Niall’a, mimo tego, że nadal uważnie skanowały przestrzeń przed sobą, usta ułożone były w szelmowski uśmiech. Spojrzałam na profil mężczyzny, napawając się jego widokiem, czując jak znów się czerwienię. Droga do klubu nie była długa, chociaż ja sama nie wiedziałam gdzie on się znajduje. Samo wejście do klubu wyglądało jak każde inne. Wielki świecący napis SOUND i cholernie długa kolejka do wejścia. My jako goście specjalni, weszliśmy za ukazaniem plakietek. Rozglądałam się wokół siebie zdziwiona tym, jak bardzo różnią się dyskoteki dla młodzieży, od ekskluzywnych klubów nocnych. Od samego wejścia witały nas hostessy trzymające srebrne tacki na których postawione były lampki szampana lub kolorowe drinki. Nie myśląc zbyt dużo ujęłam kieliszek w ręce, od razu biorąc duży łyk napoju. Wszędzie otaczały nas czarne ściany, różowe neonowe światła i ultrafiolet. Speszenie i dezorientacja ogarnęły moje ciało.

- Cora? – Niall ujął mnie w pasie, wprowadzając do głównej sali klubu. Była przeogromna. W kilku miejsach dostrzegłam podwyższenia z rurami, na których wyginały się młode, piękne dziewczyny. Oprócz tego wokół znajdowały się boxy w białych kolorach, kontrastując z czernią ścian.
 - Tak? Przepraszam, jestem lekko zdezorientowana. – powiedziałam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć.
 - Jesteś ze mną. – obdarzył mnie szerokim uśmiechem – Nie masz się o co martwić.
 - Wiem. – odparłam, nadal czując dłoń Horana na moim ciele. Kiedy dotarliśmy do naszych boxów, mój kieliszek był już pusty. Musiałam dodać sobie nie małej odwagi, żeby nie odpłynąć pod męskim dotykiem blondyna. Przywitaliśmy się ze wszystkimi, opróżniłam kolejną szklankę z drinkiem, czując, jak alkohol zaczyna działać na mnie i mój umysł. Rzeczywiście, byłam lekko zamroczona i kiedy wylądowałam na środku parkietu z Niall’em przy boku, wydawało mi się to jak najbardziej naturalną rzeczą. Stałam przed nim, kołysząc lekko biodrami, kiedy zauważyłam, że dziewczyny tańczące na podwyższeniach zmieniają się, a na miejsce wysokiej, czarnoskórej dziewczyny o dość krągłych kształtach wchodzi Evelyn. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, myśląc, że mój mózg przyswoił zbyt dużą ilość alkoholu, a osoba zaczynająca tańczyć odziana jedynie w biały komplet bielizny to kobieta łudząco podobna do mojej przyjaciółki. Jednak nie mogłam mylić się bardziej, kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się z jej.
          Wszystko co nastąpiło później stało się dla mnie rozmazanym wspomnieniem. Pamiętam jak ruszyłam przed siebie, odpychając łokciami ludzi tarasujących mi drogę do środkowej części parkietu. Kiedy znalazłam się już przy podwyższeniu, zaczęłam krzyczeć i skakać aby objąć blondynkę i pomóc jej stamtąd zejść, jednak ona wyrywała mi się i krzyczała coś, czego nie miałam siły i ochoty rozumieć. I wtedy z nikąd pojawił się on, Harry Styles.



HARRY

      Oglądałem ją. Za każdym razem kiedy Evelyn pojawiała się w klubie ja również tam byłem. Zdawałem sobie sprawę, że blondynka nie może sobie zdawać z tego sprawy, bo była zbyt zajęta wyginaniem swojego jędrnego ciała wokół srebrnej rury. Cholernie podniecał mnie widok jej półnagiej tam, na tym podeście. Widziałem, że zwracała na siebie największą uwagę męskiej widowni. Miałem ochotę podejść tam, powiedzieć tym wszystkim wymóżdżonym istotom, że niedługo Evelyn Riggs będzie dla mnie wyginać swoje ciało, a ja bezkompromisowo będę wypełniał jej wnętrze. Ostatkami zdrowego rozsądku odsuwałem od siebie tą myśl. Anonimowość, to jedyna rzecz, oprócz samej Evelyn, jakiej teraz potrzebowałem.
       Po raz kolejny zająłem moje miejsce w zaciemnionym miejscu klubu, zamawiając piwo. Barman był moim dobrym kolegą, więc po raz kolejny piłem na rachunek właściciela. Zaśmiałem się pod nosem z myślą, że Josh płaci za moje drinki. Cierpliwie czekałem, aż blondynka zajmie miejsce przy grubawej czarnuli. Rozglądnąłem się. W klubie przebywały same znajome twarze, jednak jeden box umieszczony niedaleko mnie zwrócił moją szczególną uwagę. Wszędzie poznałbym te ciemne włosy. Moja Merit. I jej chłoptaś Robert. A tuż obok Roberta, Niall i Cora. Odsunąłem się trochę w lewo, żeby nikt mnie nie zauważył. Obserwowałem ich, wiedząc, że oni nie widzą mnie.
       W końcu Cora, wstała i biorąc mojego przyjaciela pod rękę, ruszyła z nim na parkiet. Widziałem jak oczy blondyna skanują jej szczupłe ciało i jak dużą ochotę miał na nią. Często wspominał mi o tej swojej sekretareczce, więc zdawałem sobie sprawę, z tego jak napalony na nią jest.
 - Szybki numerek. Co Ci szkodzi? – pytałem za każdym razem, kiedy wspominał o Corze.
        Stanęli dość spory kawałek od podestu na którym tańczyła czarnoskóra. Spojrzałem na zegarek. Wiedziałem, że o 23 miejsce tłuściocha zajmie Evelyn. Jednak nie spodziewałem się, że to co wydarzy się chwilę później, obedrze mnie z całej anonimowości jaką próbowałem zbudować. Cora Tarver po skojarzeniu, że tancerką jest jej przyjaciółka rzuciła się w tłum. Nim się obejrzałem znalazła się przy podniesieniu. Musiałem działać.
        W dosłownie kilka sekund również zacząłem przedzierać się przez tłum ludzi, próbując dostać się do Evelyn. Udało mi się to tylko i wyłącznie dzięki sile, ale jakim cudem Cora Tarver dotarła do Evelyn było dla mnie wielką zagadką. Kiedy znalazłem się już przy walczących ze sobą przyjaciółkach, nie myśląc za dużo ująłem nogi blondynki, przerzucając ją sobie przez plecy. Słyszałem tylko krzyki jej posranej przyjaciółki oraz czułem jak paznokcie Evelyn wbijają się mi w plecy. Co jakiś czas obrzucała mnie również obraźliwymi wyzwiskami.
        Jej nogi posiadały najwspanialszą fakturę skóry jaką miałem okazję dotykać. Były gładkie i jędrne, zupełnie takie jak sobie wyobrażałem. Nawet w momencie, kiedy uciekałem z nią przez parkiet, a tuż za mną biegła pijana Cora i Niall, który usiłował grać twardziela, nie przeszkadzały mi w fantazjowaniu o pięknej blondynce.
        Ujawniając się, tracąc moją anonimowość nie myślałem o konsekwencjach. Najgorsze miało dopiero przyjść.



***
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE PRZEMIŁE KOMENTARZE. JESTEŚCIE CUDOWNE! <3

piątek, 22 listopada 2013

4: Set me free, leave me be... I don't want to fall another moment into your gravity.

EVELYN

    Wszystko było przeciwko mnie. Praca, której nie było. Studia, których nie miałam siły i chęci rozpocząć. Faceci, którzy uważali mnie głównie za swoje sex-zabawki. Rodzice, którzy traktowali mnie jako konieczny przedmiot do utrzymywania.
    Wszystko co miałam, to Cora i Logan. Ona, moja najlepsza przyjaciółka oraz przyjaciel, dzięki któremu wychodziłam z największych opresji.
    A teraz w moim życiu pojawił się on. Harry Styles. Bezczelny, bezkompromisowy, czyli cały Harry. Zamknął mnie w swojej małej klatce, a ja siedziałam z podkulonym ogonem i
pozwalałam sobą pomiatać. Wysyłał do mnie kolejne wiadomości, dzwonił, lecz kiedy odbierałam słyszałam w słuchawce tylko jego cichy, niespokojny oddech. Mogłam iść na policję, wyśpiewać wszystko jak na spowiedzi, pozwolić aby zamknęli Harrego, albo chociaż go jakoś upomnieli. Ale bałam się. Bałam się nie o siebie, a o Corę. Bo nic co działo się właśnie w moim życiu nie było jej winą.
Skłamałam. Okłamałam Corę, mówiąc jej, że nie znam Harrego. Poznaliśmy się kiedyś w klubie, na jednej z imprez organizowanych przez mojego przyjaciela Josh’a i zapewne bardzo dobrego znajomego samego Styles’a. Krótko mówiąc, Harry nie był byle kim, skoro bywał często na imprezach Hunderson’a, zapewne jednego z najbardziej wypływowych ludzi Anglii.
     Westchnęłam, spoglądając w okno na panoramę Londynu. Musiałam poukładać sobie w głowie wszystko, a teraz kiedy mam już plan, muszę go jak najszybciej wprowadzić w życie. Sięgnęłam po leżący na szafce nocnej telefon komórkowy, powoli bez pośpiechu wyszukałam w kontaktach numer Josh’a.
 - Cześć, Josh. – powiedziałam, kiedy w końcu, łaskawie odebrał – Musisz mi w czymś pomóc...

      Zajęłam miejsce kierowcy z moim malutkim Fiacie 500, odpalając go szybko. Rzuciłam jeszcze kątem oka na małą, żółtą karteczkę gdzie zapisany był aktualny adres zamieszkania Styles’a. King’s Street 412, to jakieś trzydzieści minut stąd. Znałam Londnyn prawie tak samo dobrze, jak własną kieszeń, więc bez problemu dotarłam na miejsce. Dom w którym mieszkał Harry był malutki i obskurny. Przed samym wejściem, stał czarny jak smoła najnowszy model BMW X5. Nie pasował do tego otoczenia. Wydawał się taki odrębny i wyrwany z kontekstu.
     Dopiero w momencie kiedy stałam po drugiej stronie ciemnej ulicy, rozglądając się wokół, uświadomiłam sobie, jak dużym błędem było znalezienie się tutaj. Wiedziałam, że zapłacę wysoką cenę za to, że w ogóle wpadłam na pomysł zniszczenia Styles’a, jednak nie mogłam powstrzymać się przed tym wszystkim i skorzystałam z szansy jaką dał mi Josh. W zamian za udostępnienie mi ważnych informacji dotyczących mężczyzny, miałam przez następne pół roku pracować jako tancerka w jego nocnym klubie. Tylko sześć miesięcy i koniec. SZEŚĆ MIESIĘCY. A oprócz tego, zaoferował pomoc w postaci jego osoby. Znał Harrego bardzo dobrze, więc wiedział z której strony ugryźć jego ego, tak aby zabolało go bardziej, niż za każdym wcześniejszym razem.
     Spojrzałam czy nie nadjeżdża żaden samochód. Nic się nie zbliżało, więc szybko
przebiegłam przez jezdnię. Okolica była cicha i dość spokojna, jednak kompletnie przerażająca. Ulicę oświetlały trzy marne lampy, a wokół nie było żadnej żywej duszy, chociaż zegar pokazywał dopiero godzinę dwudziestą pierwszą osiem. Kiedy znalazłam się już po drugiej stronie ominęłam samochód Harrego szerokim łukiem. Budził we mnie niepokój, jak wszystko wokół z resztą. Chwilę później stałam sparaliżowana przed drzwiami, nie mogąc wykonać żadnego sensownego ruchu. Z galopującym w piersi sercem, uniosłam dłoń do płaskiej powierzchni drewna, pukając energicznie. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka, nawołująca, że czas uciekać, jednak mimo wszystko stałam tam i czekałam aż Harry będzie raczył otworzyć przede mną drzwi. Czas jaki minął od momentu ostatniego wykonanego ruchu dłoni, a momentem otwarcia drzwi, wydawał mi się nieskończenie długi. Jakby wszystko wokół zatrzymało się, a moja osoba znajdowała się w samym epicentrum tej kompletnie niezrozumiałej dla mnie gry czasu.
       Wszystko powróciło do starego rytmu, kiedy zalała mnie fala światła, wydobywająca się z wnętrza mieszkania. Jedyną rzeczą jaką zauważyłam jako pierwsze były ogromne sińce i rany
na twarzy Harrego oraz jego nagi tors przyozdobiony przelicznymi tatuażami. Odważnie spojrzałam mu w oczy, chociaż nogi miałam jak z waty.
 - Witaj. – szepnęłam, przez zaciśnięte gardło. Zauważyłam, że na twarzy mężczyzny pojawił się leniwy, sarkastyczny uśmiech, a oczy uważnie skanowały moje ciało. Był wstrętnie perfidny.
 - Witaj. – powtórzył, odsuwając się, ruchem ręki zachęcając mnie abym weszła do środka. Zawahałam się, jednak w końcu przekroczyłam próg mieszkania. Pomieszczenie w jakim się znajdowałam, służyło za sypialnię, salon, jadalnię i Bóg wie za co jeszcze. Wszędzie panował bałagan, po podłodze walały się ubrania Harrego, większość w kolorze czarnym lub szarym, puste pudełka po fast food’ach, a tuż obok dziurawej sofy leżały dwa pięciokilogramowe ciężarki. Odwróciłam się na pięcie, aby spojrzeć na ciemnowłosego.
Szarmancko opierał się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Dopiero teraz mogłam obejrzeć go w całej okazałości. Był wysoki, umięśniony, tatuaże nie tylko zdobiły jego klatkę piersiową, ale także ręce i nogi, oprócz tego ubrany był jedynie w stare, poprzecierane jeansy, które nisko opadały mu na biodrach.
 - Musimy porozmawiać. – powiedziałam, mocniej ściskając torebkę w dłoni. Siła jaka emanowała od Styles’a była powalająca. Zaciekawiony rozwojem akcji, przechylił głowę lekko w lewą stronę.
 - Twoje imię?
 - Nie poznajesz osoby, którą szantażujesz? – zapytałam sarkastycznie, ciesząc się, że wreszcie zyskałam nad nim przewagę. Oczy zaświeciły mu się jak dwie żarówki i miałam wrażenie, że jego mózg dwukrotnie przyśpieszył swoją pracę. Wreszcie dotarło do niego, kto znajduje się w jego mieszkaniu.
 - Czekałem na Ciebie, Evelyn Riggs. – mruknął w końcu po dłuższej chwili ciszy, niskim, ochrypłym głosem.
C Z E K A Ł E M N A C I E B I E. Jego słowa odbijały się w mojej głowie echem, zakłócając prawidłowe funkcjonowanie mojego mózgu. Czerwona lampka, która jeszcze kilka chwil temu kazała mi uciekać podwoiła swoje moce. Zerwawszy się z miejsca, podbiegłam do drzwi mocno ciągnąc je do siebie. Zamknięte. Te cholerne drzwi były zamknięte!
 - Przepraszam, słonko, ale chyba potrzebujesz tego. – moje oczy wpatrywały się w srebrny
przedmiot trzymany przez długie palce Harrego. Spanikowana nadal dusiłam na klamkę z nadzieją, że jakimś cudem drzwi otworzą się a ja będę mogła uciec z tego piekła, do którego wpakowałam się na własne życzenie.
 - Wypuść mnie! – krzyknęłam.
 - Nikt nie kazał Ci tutaj wchodzić.
 - Wypuść mnie do cholery!
 - Poproś. – mruknął, zadowolony unosząc ku górze kąciki swoich pełnych ust. Może gdyby nie to, że był wrodzonym złem, uznałabym go za kogoś na prawdę przystojnego i atrakcyjnego. Nawet z tymi ranami i sińcami na całej twarzy. Ze zdenerwowania zaczęły mi się zbierać łzy w oczach, a w gardle zbudowała się ogromna gula. Miałam ochotę zniknąć, cofnąć czas. Cokolwiek, aby nie być tu – Poproś. – powtórzył, podchodząc do mnie bliżej. Staliśmy od siebie w odległości co najmniej kilkunastu centymetrów. Harry co kilka sekund zmniejszał ją, tak że w końcu stanął tuż przede mną, całym ciałem przyciskając mnie do
drzwi. Pod cieniutką bluzką czułam jego twarde mięśnie i każdy ruch jego szerokiej klatki piersiowej. Byłam przerażona. Kompletnie przerażona i bezbronna. Wtedy Styles, jednym szybkim ruchem oderwał mnie od zimnej powłoki, jedną ręką trzymał mnie w pasie, za to drugą ścisnął mój pośladek, tak mocno, że aż syknęłam z bólu.
 - Masz pięć sekund. – szepnął mi do ucha, muskając jego płatek zwilżonymi ustami – Ja liczę, Ty masz szansę się stąd wymknąć. Klucz jest w Twojej kieszeni. Raz. – przerwa na oddech – Dwa. – próbowałam dostać się do kieszeni, jednak moje ciało nadal zatrzaśnięte było w ciasnym uścisku ciemnowłosego – Trzy. – jakimś cudem ujęłam kluczyk w palce i wysunęłam z kieszeni – Cztery. – ciągle patrząc w moje oczy, poluźnił uścisk.
 - Proszę... – łamiącym się głosem, wyrzuciłam z siebie błagalnie. Wtedy ręce Harrego przestały mnie dotykać, a on sam odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
 - Pięć. – szepnął, zagryzając dolną wargę. CHOLERA.



CORA

      Świeżo zaparzona kawa roznosiła po całej kuchni przyjemny zapach kofeiny. Z nad białych kubków unosiła się para, a w tle z bliżej nieokreślonego miejsca sączyła się wolna melodia.
Kuchnia państwa Horanów, była bardzo przestronna i jasna. Na samym środku ulokowana została ogromna wyspa przy której siedzieliśmy. Na przeciw nas znajdowała się ściana w kolorze pudrowo-pomarańczowym, obwieszona od góry do dołu jasnymi ramkami. Każda z ramek, opowiadała swoją historię. Moją uwagę przykuła biała, okrągła wykonana z drewna, w której znajdowały się zdjęcia Niall’a z Leonie, małego Bruna i jak mogłam się domyślać jedno zdjęcie szefa z czasów dzieciństwa. Westchnęłam, przenosząc wzrok na blondyna, który uśmiechnął się do mnie ciepło. Nadal ubrany był w spodnie od garnituru i koszulę.
 - Podoba mi się tamta ściana. – wskazałam na obiekt o którym mówiłam. Oczy blondyna powędrowały tuż za moim palcem wskazującym.
 - Ach. Fotograficzna ściana... To pomysł Leonie. – wzruszył ramionami, wypijając łyk parującej cieczy.
 - Pana żona ma świetny gust i jak widać dużą wyobraźnię.
 - Mów mi Niall, dobrze? Nie jesteśmy w biurze, Cora. – wyciągnął do mnie dłoń, bym mogła
ją uścisnąć. Zrobiłam to bez wahania.
 - Dobrze, Niall. – zaśmiałam się – A wracając do tematu to najbardziej podoba mi się ta okrągła biała ramka. Bruno jest na prawdę pięknym dzieckiem. A wy świetną parą.
 - Dziękuję.
   Przez chwilę znów panowała niezręczna cisza. Nie miałam pojęcia, czemu Niall nagle zesmutniał, jednak jak mogłam się domyślać chodziło o jego żonę. Czyżby mieli jakieś poważne problemy w swoim idealnym świecie?
 - Mam dość Leonie. – wyrzucił z siebie niespodziewanie, a mnie aż wryło w ziemię. Spojrzałam na niego współczująco, chociaż tak na prawdę byłam kompletnie zaskoczona jego wyznaniem.
 - Ja...
 - Nic nie musisz mówić. – mruknął, powstrzymując mnie od zbędnych komentarzy – Mam dość ciągłych kłótni z nią i użerania się o byle co... Ona czepia się mnie, po czym ja czepiam się jej, i tak w kółko i w kółko. Obydwoje męczymy się w tym związku, jednak... jednak jest
Bruno i dla niego robimy to wszystko. – spojrzał w stronę śpiącego słodko syna. Wyglądał tak młodo i niewinnie, kiedy jego niebieskie oczy z czułością przyglądały się malutkiej kulce przykrytej ciepłym kocem – Przepraszam, że obarczam Cię moimi problemami. – uśmiechnął się, odwracając się w moją stronę.
 - U mnie nie jest jakoś lepiej, więc... jeśli sprawię, że ulży Ci na duszy, to mów, wyrzucaj z siebie wszystko, a ja będę tylko słuchać. Jestem w tym na prawdę dobra. – wstałam z wysokiego krzesła, ujęłam kubek w dłonie i powędrowałam do Niall’a, siadając tuż obok niego.
       Przez następną godzinę usta Niall’a nie zamknęły się ani na jedną sekundę, z wyjątkiem przerw na wzięcie kilku łyków kawy. W końcu mały obudził się, Niall go wykąpał, a ja czekałam za nim aż w końcu zjawi się w salonie.
 - Jestem. – zajął miejsce tuż obok mnie – Wiesz która jest godzina?
 - Coś koło dziesiątej.
 - Odwiozę Cię do domu, co? – uśmiechnął się tak uroczo, że aż w lewym policzku powstał mu
głęboki dołeczek. Odwzajemniłam gest, ciągle lustrując jego twarz. Był taki piękny.
 - Nie, nie. – zaczęłam szybką odmowę – Nie możesz zostawić dziecka samego w domu, Niall. Poradzę sobie. Wezmę taksówkę.
       Nie spodziewałam się, że tak długo będę musiała namawiać Niall’a, żeby puścił mnie do domu samą. W końcu zadzwonił po taksówkę, zapłacił za podróż i stojąc na schodach prowadzących do wnętrza apartamentu, machał mi energicznie. Bardziej szczęśliwy i spokojny niż dotychczas.
       Nim się obejrzałam, znalazłam się już pod moim domem. Grzecznie podziękowałam przemiłemu taksówkarzowi za podwiezienie i wyszłam z taksówki. Przystanęłam jeszcze na chwilkę, patrząc jak samochód włącza się do ruchu i znika za ścianą świateł. Noc była chłodna, jednak całkiem przyjemna. Od bardzo dawna nie wychodziłam z domu po godzinie dwudziestej. Zazwyczaj byłam zbyt zmęczona na młodzieńcze wypady. Weekendy wolałam spędzić w domu przy herbacie i książce. Oczywiście od czasu do czasu fundowaliśmy sobie z Loganem seanse filmowe. Były jednak one rzadkością. Przyjaciel miał również innych znajomych z którymi spędzał wolny czas, Evelyn, również. Ja od zawsze byłam samotnikiem. I wcale mi to nie przeszkadzało.
        Ruszyłam przed siebie. Miasto nadal tętniło życiem. Mój ukochany Londyn. Po chwili dość szybkiego marszu, usłyszałam jak z torebki wydobywają się dźwięki przychodzącego połączenia. Odnalazłam ją szybko i odebrałam.
 - Halo? – powiedziałam, siląc się na przyjazny ton. Numer był zastrzeżony.
 - Dotarłaś bezpiecznie do domu? – w słuchawce usłyszałam głos Niall’a – Maxymilian, to najsympatyczniejszy taksówkarz w całym Lodynie. Zamówiłem go specjalnie dla Ciebie.
 - Tak, już niedługo będę w domu. I dziękuję. Taksówkarz rzeczywiście był przemiły i bardzo kulturalny.
 - Tak... – westchnął – Chciałbym... chciałbym Ci podziękować. Za wszystko. – dodał, już pewniejszym głosem.
 - Nie musisz mi dziękować.
 - Myślę, że powinienem. Dzięki Tobie coś zrozumiałem.
 - Tak? – zachęciłam go do mówienia.
 - Powinienem coś zrobić z tym związkiem. Tylko jeszcze nie wiem co. Nie chcę zostawić Leonie, ale z drugiej strony mam wrażenie, że bycie z nią, to jakbym sam odcinał sobie dojście powietrza. – głośno odetchnął, a ja z uwagą przysłuchiwałam się jego słowom. Mówił, jakby na prawdę jego małżeństwo było czymś co wypompowuje z niego doszczętnie każdą emocję i siły.
 - Przemyśl to.
 - Powinienem. – znów westchnął, po czym zmienił szybko temat – Jesteś już w domu? Czuję się za Ciebie odpowiedzialny, Cora.
 - Tak, już zaraz wchodzę do mieszkania.
 - To dobrze. – zaśmiał się. Jego śmiech był uroczy i dźwięczny. Oprócz zapracowanego właściciela firmy, dziś zobaczyłam w nim także młodego człowieka, który mimo wszystko potrzebuje dużo ciepła i zrozumienia – Będę kończył. Muszę iść zobaczyć co u Bruna, a oprócz tego czeka na mnie praca. Dziękuję jeszcze raz za rozmowę, do usłyszenia! – rozłączył się od razu, więc nie zdążyłam nawet się z nim pożegnać.
         Pomyślałam o nim ponownie. I znów, i znów.
         Niall Horan.
         Gdzie byłeś przez cały czas?



NARRACJA TRZECIOOSOBOWA: HARRY

          Evelyn Riggs. Niepozorna Evelyn Riggs.
          Jej wizyta w domu Harrego, była dla niego wielkim zaskoczeniem. Dla tego mężczyzny nic, nie było szokiem. Jego życie głównie składało się z nieprzewidzianych, zaskakujących sytuacji. I tych niekoniecznie pozytywnych.
          Gdyby stworzyć listę dobrych rzeczy jakie wydarzyły się w egzystencji Harrego Styles’a, lista tych złych byłaby zdecydowanie dłuższa. Jedyną pozytywną i zapewne tą najgorszą była jego narzeczona. Najpiękniejsza kobieta na całej ziemi. Idealna. Tylko jego. Do czasu.
          Niepozorna Evelyn, pomyślał, spoglądając w jej oczy, które z bliska wydawały się bardziej niebieskie niż mógł przypuszczać. Niebiesko-krystaliczne, jak niebo, to niekończące się niebo wysoko nad nami.
           Zupełnie niepozorna Evelyn Riggs, okazała się jego przekleństwem i jego sacrum. Odnalazł w jej przestraszonych, krystalicznych oczach coś więcej. Tylko czy ona zobaczyła to w jego? Miał wrażenie, że spojrzała mu wprost do duszy. I zobaczyła samo zło, piekło, całą ciemność jaka go otaczała.
 - Pięć. - szepnął, zagryzając dolną wargę. Dziewczyna stała jak wryta, nadal patrząc na
mężczyznę przestraszonym wzrokiem. W zaciśniętej pięści trzymała srebrny kluczyk, który mógł okazać się jej jedynym i ostatnim kołem ratunkowym.
 - Ja... – cichy słodki, głos jaki z siebie wydała, był dla Styles’a kolejnym powodem, żeby zatrzymać ją tylko dla siebie – Harry, ja... tylko proszę nie rób mi nic złego...
          Zobaczyła ją.
          Ciemniejszą stronę duszy.

***

DO NASTĘPNEGO! I DZIĘKUJĘ <3

wtorek, 5 listopada 2013

3: God made another one of me, to love you better than I ever will.

CORA


     Spoglądałam to na wyświetlacz telefonu z treścią sms’a: „Już zapewne wiesz o umowie między mną a Twoją przyjaciółką. Czuwaj nad jej postępkami. Jeśli coś stanie się nie po mojej myśli, pożałujesz Ty, a ona będzie miała Cię na sumieniu. Twój ukochany oprawca, Harry Styles (ah, tak na marginesie, miło mi Cię poznać, Evelyn Riggs)", to na przyjaciółkę. Jak widać, Harry posunął się nie tylko do szantażu mnie, ale także do straszenia niewinnej Evelyn. Dziewczyna nieznacznie zbladła. Miałam ochotę wziąć ją w ramiona, jednak nie zrobiłam tego. Chociaż to wszystko była moja wina. Moja i tylko moja.
 - Nie wiem co mam powiedzieć... – szepnęłam. Głos mi drżał. W sumie nie tylko głos, bo wszystkie kończyny i wnętrzności także.
 - Ja po prostu... nie chce w tym uczestniczyć. Nie chcę, rozumiesz? Boję się!
 - Ale... ale Harry powiedział, że... Jestem bezradna, nie wiem co mam robić, Lyn...
 - Nie chce wiedzieć co powiedział człowiek, którego nie znam! Nie znam Harrego!
 - Ale Harry zna Ciebie. Nie wiem skąd, ale zna... – spojrzałam jej w oczy, które zaszły ścianą łez – Kochanie, proszę Cię, nie płacz. – wyciągnęłam ręce w jej kierunku, po czym blondynka wtuliła się w moje ciało i łkając cicho, cisnęła telefonem o łóżko.  Urządzenie odbiło się od niego, upadając na ziemię – Postaram się coś z tym zrobić. Obiecuję.
      Nie kłamałam. Nie miałam zamiaru zostawić tak tego wszystkiego. Za bardzo zależało mi na Evelyn. Musiałam odnaleźć Stylesa i zniwelować naszą umowę. Albo zniszczyć jego.


      Nie spałam w nocy praktycznie wcale, więc kiedy nastał ranek wyglądałam co najmniej jak wrak człowieka. Ciemne podkrążone oczy odbijały się od mojej jasnej skóry, a hektolitry kawy nie pomagały mi w przebudzeniu. Nie miałam nawet siły na zrobienie makijażu, który zazwyczaj był perfekcyjnie wykonany. Nigdy nie lubiłam wyglądać jak straszydło, zwłaszcza, że brak jakiegokolwiek podkładu czy tuszu do rzęs równał się u mnie z brakiem uroku osobistego. Nie należałam do osób, które paradując bez makijażu wyglądały jak gwiazdy filmowe. Jak widać, dzisiejszego dnia mój wygląd równał się z moim kompletnie kiepskim samopoczuciem.
 - Cześć Logan. – uśmiechnęłam się blado do chłopaka, który właśnie zajął miejsce przy stole – Musisz być dziś na uczelni?
 - No, cześć... – mruknął, sięgając po słodką bułkę – Tak, mam ważne kolokwium. – odpowiedział szybko, smarując pieczywo masłem – Masz jakąś sprawę do mnie?
 - Chciałabym, żebyś został z Lyn w domu, ale skoro masz coś ważnego w szkole, to coś wymyśle.
 - Co się dzieje? – zapytał podejrzliwie.  Jego zielone oczy spoglądały na mnie pytająco. Wiedziałam, że kiedyś w końcu Logan będzie musiał się dowiedzieć o tym wszystkim, jednak nie chciałam, żeby dowiedział się o tym teraz. Sprawa jest jeszcze nie dokończona, a opowiadanie o tym wszystkim na około na pewno nie sprzyjałoby jej pozytywnie. Jestem zdania, że zwierzenie się komuś z czegoś co nie zostało zakończone, sprawia, że dany problem staje się nierozwiązywalny.
Uśmiechnęłam się do niego blado, bo tylko na tyle było mnie stać.
 - Nic, nie martw się.
 - Jesteś chora? Kiepsko wyglądasz. – zmienił temat szybciej niż się spodziewałam. Myślałam, że będzie
drążył temat znacznie dłużej – Płakałaś? – pokiwałam przecząco głową. Wzięłam do ręki kubek w czarno-białe kwiatki i upiłam łyk kawy. Zrobiła się już zimna. Nie spodziewałam się, że jestem na nogach już tak długo. Zegarek wskazywał godzinę siódmą pięć, a ja od czwartej nad ranem siedziałam w salonie i próbowałam wymyślić jakieś dobre rozwiązanie. Wszystko było teraz w moich rękach.
 - Nie, wszystko jest w porządku Logan. Jak już mówiłam, nie martw się. Bądź w domu jak najdłużej możesz, a kiedy już będziesz musiał wychodzić, sprawdź co u Evelyn, po czym zamknij drzwi na wszystkie zamki, zrozumiano? – ciemnowłosy kiwnął głową, a ja nachyliłam się nad okrągłym stołem, by móc ucałować go w czoło – Dziękuję, jesteś kochany, Logan.



NARRACJA TRZECIOOSOBOWA

         Gwar w domu, to miód dla uszu, kiedy wszystkie hałasy powoduje ukochane dziecko. Bruno krzątał się po apartamencie swoich rodziców, szukając ulubionych zabawek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że chował je gdzieś codziennie, po czym z rosnącą irytacją odszukiwał ich ponownie. Ale życie dzieci toczy się swoimi prawami. Tak samo jak życie dorosłych.
          Leonie sięgnęła po kieliszek od wina, wypełniając go czerwoną cieczą. Uwielbiała wino, zwłaszcza to z ciemnych winogron. Nie szczędziła pieniędzy na te trunki, zwłaszcza, że stać ją było na sprowadzanie win z
takich miejsc jak: Toskania, Włochy czy Portugalia. Kobieta upiła łyk i z cmoknięciem, zadowolona przełknęła napój. Było jej o wiele lepiej, wiedząc, że może rozkoszować się tak dobrym winem we własnym domu, w pomieszczeniu gdzie miała ciszę i spokój.
 - Leonie? – usłyszała za sobą głos męża i od razu odstawiła kieliszek na ogromny szklany blat biurka. Odwróciła się do niego szybko, przywołując na twarz uśmiech. Jest dobrze, Leonie, powtórzyła w myślach – Jest przed ósmą rano, a Ty już pijesz te swoje świństwa. – Niall powiedział niezadowolony, zbierając z powierzchni biurka do połowy pełną butelkę i kieliszek.
 - Proszę Cię, Niall, nie rób scen. – mruknęła, chociaż zdawała sobie, że lekko przesadziła. Dzisiejszego dnia mieli między sobą o jedną kłótnię za dużo. Wiedziała, że musi odpuścić. Smętnym wzrokiem powędrowała w stronę wielkiego okna, ciągnącego się od samej podłogi wyłożonej białym, długowłosym dywanem i kończącym się przy suficie w kolorze jasnoniebieskim – Przepraszam, to moja wina... nie powinnam tego pić, masz całkowitą rację.
Niall westchnął głośno. To nie był dobry znak.
 - Wiesz, że dziś nie dam rady opiekować się Brunem, prawda?
 - A skąd miałem to wiedzieć, skoro mnie nie poinformowałaś? – syknął wściekle, wpatrując się w odwróconą sylwetkę swojej żony. Była piękna. Jednak z każdym dniem coraz bardziej irytująca i to co między nimi było, praktycznie rozsypało się na milion drobnych kawałków. Miał wrażenie, że nić miłości łącząca ich, została już dawno przecięta i nic nie mogło sprawić, że na powrót zostanie związana. Ciemnowłosa opuściła ramiona i opierając się jedną ręką o kant blatu, zaczęła kiwać energicznie głową w tą i z powrotem, wprowadzając w ruch swoje długie włosy.
 - Przepraszam, Niall, przepraszam .. zapomniałam... przepraszam... – mówiła, coraz bardziej się
nakręcając – Przepraszam... obiecałam mamie, że przyjadę dziś do szpitala. Wiesz, że jest coraz gorzej? Ona potrzebuje mojego wsparcia. – głos jej się łamał, więc blondyn bez zastanowienia podszedł do niej, obejmując ją rękoma obrócił w swoją stronę. Kołysał delikatnie w ramionach, odczekując kilka dłuższych chwil, aby mogła się uspokoić.
 - Leonie, wiem, że martwisz się o mamę, ale nie możesz zapominać o Brunie, ani o mnie. – szepnął, zawieszając wzrok w miejscu, gdzie przed chwilą spoczywały brązowe oczy kobiety – Zoe będzie mogła się zaopiekować się Brunem?
 - Dzwoniłam do niej wczoraj i mówiła, że muszę znaleźć sobie kogoś zastępczego na ten tydzień bo jest chora.
 - Wymyślę coś. – szepnął rozkojarzony, myślami wybiegając już do osób, które mogłyby zająć się ich synem – Leonie? – odsunął ją od siebie, spoglądając w oczy. Ciemne źrenice były smutne – Jesteś taka piękna. – szepnął i nachylając się w stronę żony, musnął delikatnie jej wargi.

CORA


 - A to będzie Twoje biurko. – wskazałam na mebel, uśmiechając się szeroko do ciemnowłosej piękności. Ubrana w kremową, obcisłą sukienkę i fioletowe szpilki wyglądała nieziemsko. Włosy miała rozpuszczone i podkręcone przy końcach. Merit była zdecydowanie jedną z piękniejszych kobiet jakie widziałam – Mam
nadzieję, że się podoba! – dodałam z entuzjazmem.

- Dziękuję, jest świetnie. – uśmiechnęła się szeroko, siadając za biurkiem – Wręcz idealnie. – ucieszyła się tak samo jak ja, zwiastując tym na prawdę dobrą współpracę.
         Wróciłam na swoje stanowisko pracy, odbierając przy okazji kilka telefonów. Szef jak zwykle gdzieś zniknął, więc nie mogłam połączyć rozmówców z jego biurem. Pozostało mi jedynie zapisanie danych i krótkiej notatki dla pana Horana. Wrócił niedługo po tym, jednak nie sam, ale z całą swoją rodziną. Leonie prowadziła za rączkę małego Bruna, a Niall kroczył koło niej dumny i szczęśliwy.
 - Witaj, Leonie. – skinęłam głową, grzecznie wstając – Cześć, Bruno. – posłałam uśmiech chłopcu. Był taki mały i taki śliczny.
 - Cesc Cora. – blondynek przybiegł do mnie i objął moje nogi – Pobawis się ze mną?
 - Jasne. Tylko daj mi chwilkę, muszę porozmawiać z Twoimi rodzicami, dobrze? – uśmiechnęłam się do małego Horana i poczochrałam go po jasnych włosach. Mały potruchtał do biura swojego ojca, mocując się krótką chwilkę z drzwiami  W końcu zniknął za nimi, a ja zostałam sama w pomieszczeniu z szefem i jego
żoną. Spojrzeli po sobie zakłopotani. Nie trudno odgadnąć, że mieli do mnie jakąś sprawę. Rzadko miałam okazję widywać ich razem. Zazwyczaj kiedy Leonie przychodziła do Horana, były to krótkie wizyty. Czasami słyszałam jak kłócą się w jego biurze, ale nie miałam prawa ani śmiałości pytać się o co. Nie moją sprawą były ich małżeńskie problemy, zwłaszcza, że sama siedziałam po uszy w problemach.
 - Cora... musisz nam pomóc. – oznajmili jednocześnie, a ja przybiłam sobie wewnętrzną piątkę  Czemu muszę mieć tak często rację?

          Tak jak się spodziewałam, państwo Horan zapewnili mi na to popołudnie zupełnie inne zadanie. Jak się dowiedziałam Leonie musiała wyjechać do Leed’s gdzie w szpitalu leżała jej ciężko chora matka. Szef jak zwykle miał mnóstwo roboty w firmie, więc nie miał szans zająć się swoim synem, nianię rozłożyła grypa, więc zostałam tylko ja. Jedyna osoba, której mogli ufać.
           Dałam ostatnie instrukcje postępowania z telefonami, Merit, która bez problemu pojmowała wszystko co do niej mówiłam. Była inteligentną osobą, więc nie trudno było jej wytłumaczyć jak zapisywać i gdzie numery telefonów oraz jaki przycisk trzeba nadusić, by rozmowa została przekierowana do biura pana Horana.
 - Mam nadzieję, że sobie poradzisz. – wzięłam wszystkie ważne dokumenty pod rękę, mocno przytrzymując drugą – To nic wielkiego, na prawdę.
 - Wiem, wiem. Jestem dorosła, poradzę sobie z duszeniem guziczków na telefonie. – zaśmiała się wesoło, pokazując rząd idealnie białych zębów – Ale chciałabym się o coś zapytać... – zniżyła głos, pochylając się w moją stronę – Czy pracuje tu Harry... Harry Styles?
Na dźwięk imienia Harrego moje serce zaczęło mocniej bić. Adrenalina uśpiona przez nawał pracy, nagle przebudziła się ze snu i krążyła jak oszalała w moich żyłach. Po co Merit pyta o Styles’a? Czyżby miała do czynienia z tym potworem? Spojrzałam na nią spanikowana.
 - Czemu pytasz?
 - Z ciekawości. – odparła od razu – Harry... Harry to mój stary znajomy.
 - Aha.
 - Więc... pracuje tu?
 - Tak, to znaczy jest na urlopie. – odpowiedziałam – Przepraszam, Merit, ale muszę lecieć, Leonie niedługo ma samolot, a mały nie może zostać sam w domu. Trzymaj się. I powodzenia. – uśmiechnęłam się blado do koleżanki, opuszczając biuro. Z jednej strony samo wspomnienie imienia Harrego doprowadzało mnie do białej gorączki, jednak ciekawość co wiązało lub wiąże tą dwójkę ludzi, była tak wielka, że trudno było mi nad nią zapanować. Wzięłam głęboki oddech, przywołałam windę i weszłam do środka, z nadzieją, że ten dzień nie skończy się tak źle jak się zaczął.
         
 - Tu masz wszystko. – Leonie biegała po całej kuchni pokazując mi w których miejscach pochowane są słodkości dla Bruna i gdzie znajduje się obiad do podgrzania – Poradzisz sobie, tak? – zapytała, patrząc na
mnie. Pokiwałam twierdząco głową, chociaż byłam cholernie zdenerwowana  a zmęczenie po nieprzespanej nocy dawało się we znaki.

- Proszę się nie martwić, Bruno to bystry chłopiec jakby coś, pomoże mi ze wszystkim.
 - Jeśli Niall nie wróci z pracy do 21, mogłabyś wykąpać małego? – zapytała, słodko wyginając usta w uśmiechu. Brunetka pokazała mi jeszcze gdzie jest łazienka, wzięła swój bagaż podręczny i opuściła ogromną posiadłość. Przestrzeń była tutaj wręcz monstrualna. Wielkie pokoje, wysokie sufity, okna rozciągające się przez całą ścianę, od podłogi aż po sam sufit. Kolory ścian były raczej ciepłe. Kolorystka bazowała głównie na beżach, zieleniach i odcieniach niebieskiego. Podobał mi się ich dom i może gdyby nie był tak ogromny, mogłabym tutaj zamieszkać. Ale osobiście nie przepadałam za niczym, co posiada więcej niż trzy pokoje plus kuchnia i łazienka. Byłam przyzwyczajona właśnie do takich przestrzeni i miałam wrażenie, że już nigdy nie przerzucę się na nic większego.
            Przez dłuższy czas bawiliśmy się z Brunem zabawkami, potem odgrzałam mu obiad i pozwoliłam zjeść czekoladowego batonika. Oglądając bajki zasnęliśmy oboje na ogromnej  jasnej sofie. Obudził mnie dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach.
 - Hej, żyjecie? – usłyszałam głos szefa z hollu, by po chwili wyłonił się zza ściany. Zauważyłam, że nie miał już na sobie krawata, a górne guziczki błękitnej koszuli zostały odpięte – Cześć Cora. – uśmiechnął się do mnie. Był cholernie przystojny i zupełnie nie dziwiłam się Leonie, że się w nim zakochała. Niall nie miał
typowej urody przystojniaka, ale ciepło i czułość jaka biła od niego, sprawiała, że człowiek pałał do niego sympatią od samego początku. Cieszyłam się, że to właśnie on jest moim szefem.
 - Tak, tak. – odpowiedziałam cicho, wstając z sofy – Zasnęliśmy na chwilkę.
 - Skoro Bruno śpi – przerwał na chwilę, by odstawić teczkę wypełnioną papierami i zdjąć marynarkę – może napijemy się czegoś ciepłego?

***

JEST! Jest nowy rozdział *skacze i śpiewa* :) Powiedzcie mi cóż o nim myślicie? Jak podoba wam się taki rozwój akcji? Nie przesadzam z robieniem AŻ takiego potwora z Harrego? :) Mam nadzieję, że nie. I, że wszyscy mi to wybaczą! I tak jak obiecałam - więcej Niall'a. Planuję rozwijać coraz bardziej wątek Cory i Niall'a, ale póki co, mamy dopiero 3 rozdział, więc musicie uzbroić się w cierpliwość!
A jak podoba wam się nowy wygląd? Cudny ten nagłówek, co? :) Robiła moja niezastąpiona i kochana Sofia Styles, której chciałam bardzo gorąco podziękować za wszystko <3
A teraz zapraszam was do obejrzenia trailera mojego opowiadania: